Kto w upalne dni nie chciałby leżeć na plaży i wykąpać się w morzu? Każdy by chciał, ale nie każdy może.
Od wielu lat dojazd samochodem czy autobusem na Mierzeję Wiślaną w sezonie urlopowym graniczy z cudem.
Wczoraj korek na krajowej siódemce był już przy wyjeździe z Elbląga.
Wraz z rodziną próbowałam bocznymi drogami dostać się na prom w Kępinach, jednak i tu naszym oczom ukazał się nieruchomy sznur pojazdów.
Przypuszczam, że gdybyśmy odstali swoje, dojazd nad morze zająłby więcej czasu, niż plażowanie, a przecież trzeba jeszcze dodać czas na powrót do Elbląga.
Zdesperowani postanowiliśmy zrezygnować z morza i pojechać do Suchacza.
Niestety, także w Suchaczu nie zamoczyliśmy stóp w wodzie. Zastaliśmy jedynie zarośniętą plażę i… znak zakazu kąpieli.
Bardzo dobrze, że krajowa siódemka doczekała się remontu, ale od lat nierozwiązany pozostaje problem wąskiego gardła między Nowym Dworem Gdańskim a kurortami Mierzei.
Tereny nad Zalewem Wiślanym i Bałtykiem w okolicach Nowego Dworu mają duży potencjał turystyczny. Częściowo jest on wykorzystywany, ale duże bezrobocie zdaje się pokazywać, że wciąż w zbyt małym zakresie.
Wiele wskazuje, że to asfaltowe drogi jeszcze długo będą głównym połączeniem z Mierzeją Wiślaną.
Tymczasem o ile od lat słychać (także w ogólnopolskich mediach) skargi i narzekania na dramatyczne korki, to jakoś nie słychać o próbach rozwiązania tego problemu.
Także sprawa promu przez Zalew Wiślany, który by odciążył wąską i niebezpieczną drogę z Nowego Dworu, jakoś nie może zostać doprowadzona do końca.
Efekt? Właściciele pensjonatów w Krynicy czy Stegnie zarabiają grube pieniądze na turystach, którym uda się dotrzeć na wymarzone wczasy.
Ale rzesze innych, którzy mogliby dać zatrudnienie kolejnym mieszkańcom tych terenów, rezygnują z wypoczynku na Mierzei.
Absurdem jest fakt, że morza nie starcza nawet dla nas, mieszkańców nadmorskiego w końcu regionu.
Nam pozostaje upajanie się urokami Kadyn czy Suchacza, w których kolejny sezon straszą tablice „Kąpiel zabroniona!”