Kochana, dla niektórych grzechem jest rodzić dzieci. Grzechem jest kochać… Jaką szansę na małżeństwo mają kobiety, które pochodzą z Czarnobyla i okolic? Jeśli powiedzą skąd są - niewielkie. Tragedia, którą my wspominamy już jak historię, która jest jedynie datą, dla tysięcy ludzi wciąż jest ich życiem, wciąż decyduje o tym, jak egzystują, wciąż ich określa…
Dla niewielkiej Białorusi (10 milionów obywateli) okazała się narodowym nieszczęściem, chociaż sami Białorusini nie posiadają ani jednej elektrowni atomowej. Kraj ma, jak dawniej, charakter rolniczy i ludność przeważnie wiejską. Podczas Wielkiej Wojny Narodowej hitlerowcy zniszczyli tu 619 wsi i wymordowali ich mieszkańców. Po Czarnobylu kraj stracił 485 wsi i osiedli, 70 z nich już na zawsze zniknęło pod ziemią. Podczas wojny zginął co czwarty Białorusin, dziś co piąty mieszka na terenie skażonym. Daje to liczbę 2,1 miliona ludzi, z czego 700 tysięcy stanowią dzieci.
Książkę Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości Swietłana Aleksijewicz pisała 19 lat. Przez ten czas zbierała wypowiedzi, fragmenty artykułów i myśli żeby tę książkę złożyć, a temat w pełni ogarnąć. To jej kolejna opowieść, która tak naprawdę składa się z głosów tych, którzy byli najbliżej tragedii. Ona pozwala im mówić, a oni otwierali przed nią duszę. Jedni mówili dużo, inni niewiele, ale każdy głos jest ważny.
Zaczyna się od wspomnień żony strażaka, który gasił reaktor. Już w połowie, przez łzy, ledwie mogłam czytać dalej. Ci ludzie, z pierwszej linii frontu, pierwsi też umierali, zaraz po akcji, w szpitalach w Moskwie, w których opiekować nimi musieli się żołnierze, bo byli tak napromieniowani, że personel szpitala bał się do nich podchodzić. A później byli chowani, nie w rodzinnych stronach, ale na specjalnym cmentarzu w Moskwie, w cynkowych trumnach, pod betonowymi płytami. Ciała były radioaktywne. A ich rodziny i ci, którzy opuścili elektrownię, zamieszkali w Kijowie, w jednym domu. Śmierć jest tam na porządku dziennym, co jakiś czas ktoś umiera, szybko, jeszcze przed chwilą żył, a już go nie ma. A oni się z tym pogodzili…
Autorka doskonale pokazuje Człowieka Radzieckiego. To właśnie Człowiek Radziecki jest w stanie pogodzić się z tą sytuacją, ma pretensje, ale nie protestuje, żyje z brzemieniem, bo Czarnobyl dał mu szansę na bohaterstwo, na bycie częścią wspólnoty, na poświęcenie, na zaistnienie. A co później?
Byliśmy żołnierzami na wojnie, byliśmy potrzebni. Zapomnieliśmy o tym, co złe, a to nam zostało. To, że bez nas nie mogli się obejść… Że nas wykorzystali… Nasz system, w sumie wojenny, w sytuacjach nadzwyczajnych działa doskonale. Wreszcie człowiek jest tam wolny i niezbędny! Wolność! W takich chwilach Rosjanin pokazuje, jaki jest wielki! Wyjątkowy! Nigdy nie będziemy Holendrami czy Niemcami. I nie będzie u nas ani porządnego asfaltu, ani zadbanych trawników. Ale bohaterowie zawsze się znajdą!
Ta retoryka nie dziwi, bo przecież w części krajów byłego ZSRR wciąż bardzo żywa jest legenda Wielkiej Wojny Ojczyźnianej , a bohaterowie książki sami przyznają: Nasze Czarnobylskie pomniki podobne są do tych z Wojny.
Swietłana Aleksijewicz zebrała w tej książce relacje wielu - zwykłych mieszkańców, żołnierzy, pilotów, fotografów i filmowców, likwidatorów, naukowców, przedstawicieli partii, nauczycieli dzieci z zakażonej strefy, samych dzieci, żyjących z niezwykłą świadomością tego, że w każdej chwili mogą umrzeć, a nawet myśliwych, którzy w strefie musieli zabijać setki pozostałych na skażonych terenach zwierząt domowych, a później zakopywać je w wielkich zbiorowych mogiłach.
Zresztą zakopywano całe wsie, całe domy, zdejmowane wierzchnią warstwę ziemi i ją zakopywano, a później okazywało się, że skażone domy rozbierano, a materiały budowlane sprzedawano w odległych miastach Ukrainy na letnie dacze.
Z tej książki wyłania się zbiorowe szaleństwo – władz, mieszkańców, którzy pragną wracać na skażone tereny, naukowców, lekarzy, zwykłych złodziei i szabrowników, a - co boli jeszcze bardziej - to coraz częstsza dziś ekstremalna turystyka. Po co jechać na Kanary, skoro można do Czarnobyla? Przecież to bezpieczne wycieczki… Zanim w czyjejś głowie powstanie taka myśl, warto przeczytać książkę Swietłany Alieksijewicz.