W którymś z wywiadów powiedział - To, co robię, jest arcyszczerą opowieścią o tym, co łączy mnie i widza i tak właśnie było na wczorajszym koncercie Marka Dyjaka.
Pierwsze zaskoczenie na koncercie - ilość osób, które pojawiły się w Bibliotece Elbląskiej - wszystkie miejsca były zajęte, wykorzystano postawione z boku dodatkowe krzesełka, a z tyłu sali ludzie wciąż stali. Zwykle narzekam, że elblążanie nie korzystają z oferty kulturalnej, szczególnie jeśli jest darmowa, a tu takie zaskoczenie.
Zaczęli organizatorzy. Koncert i wiersz Siergiusza Jesienina zadedykowany został zmarłemu pracownikowi Biblioteki Elbląskiej - Ryszardowi Polakowskiemu. Marek Dyjak wszedł i bez wstępu zaczął mocno, o życiu na krawędzi. Później była niezwykle przejmująca Ballada szpitalna.
Artysta dziękował publiczności za to, że była, że pojawiła się tak licznie i że czuje bijące od niej ciepło i pozytywne emocje. Był bardzo skromny i niesamowicie skupiony. Śpiewał jedynie przy akompaniamencie pianina (akompaniował Zdzisław Kalinowski).
Można było usłyszeć takie utwory, jak Na klęczkach, Ballada o mojej mamie, Piosenka w samą porę. Nie zawsze wykorzystywał pełne brzmienie głosu, nie we wszystkich piosenkach było można usłyszeć jego silną chrypę, w piosence ?Jej portret? był bardzo wyciszony i prawie szeptał.
Zakończył koncert piosenką Ta ostatnia niedziela i Jej portret. Tak jak mocno zaczął, tak spokojnie, bez zadęcia i silenia się na gwiazdorskie bisy skończył, żegnany przez publiczność naprawdę szczerymi brawami. Bo na tym koncercie to szczerość grała główną rolę.