"(...) Od baraków można było oddalać się tylko na 100 m. Latem, które trwało bardzo krótko, wszystkie krzewy i chwasty w tym obrębie były wyjadane. Ciężka praca i słabe wyżywienie wyniszczały ludzi. Chorowali i umierali. Poumierały prawie wszystkie małe dzieci. W tajdze powstał olbrzymi cmentarz zaznaczony krzyżami z grubych drewnianych kloców z nazwiskami zmarłych (...)" - wspomnienia Eugeniusza Kunca z Braniewa, zesłanego z rodziną w 1940 roku na Syberię, mrożą krew w żyłach. Podobny los spotkał około 1,5 miliona polskich mieszkańców dawnych Kresów Wschodnich. Tylko niektórym udało się wrócić do kraju. Część z nich osiedliła się w naszym regionie.
Wczoraj, 17 września, w całym kraju miały miejsce obchody 76. rocznicy napaści Związku Radzieckiego na Polskę. Na mocy uchwały Sejmu od 2013 roku 17 września jest również Dniem Sybiraka.
Agresji ZSRR towarzyszyły m.in. represje wobec ludności cywilnej i masowe wywózki obywateli polskich z Kresów w dzikie rejony Syberii i Kazachstanu.
"Zsyłki na Syberię rozpoczęły się już w XVII wieku. W pierwszej grupie zesłańców było około 10 tysięcy uczestników konfederacji barskiej. Potem w głąb Rosji zsyłano powstańców biorących udział w zrywach niepodległościowych: kościuszkowskim, listopadowym (50 tysięcy) oraz styczniowym (40 tysięcy).
Przełom XIX i XX wieku to z kolei czas zsyłek działaczy konspiracji niepodległościowej, w tym Józefa Piłsudskiego. Natomiast po 17 września 1939 roku na Syberię i do Kazachstanu deportowanych zostało 1,5 mln Polaków" - informuje na swojej stronie internetowej Sejm RP.
O tych spośród zesłanych w latach 1940-1941, którym udało się wrócić, przypomina wydany wiosną 2015 roku tom wspomnień elbląskich Sybiraków pt. Okruchy syberyjskiego życia w oczach dzieci zesłańców. Na 172 stronach można przeczytać jak tamten nieludzki czas pamiętają: Eugeniusz Kunc, Ryszard Kwiek, Józef Mackiewicz, Halina Ziemińska, Maria Sadłowska, Wanda Pietrzak, Michał Wołoszczak, Bronisława Bejda, Maria Sadowska, Kazimierz Kotowski, Franciszek Staniul, Stanisław Jagiełłowicz, Maria Milewska i Witold Ławrynowcz.
"Inspiracją do spisania wspomnień stała się przypadkowa rozmowa z jednym z Sybiraków, którzy dzięki uprzejmości proboszcza ks. Stanisława Błaszkowskiego spotykają się regularnie w parafii św. Mikołaja w Elblągu. Prace nad książką trwały około dwa lata. Nie każdy z Sybiraków chciał się podzielić swoimi wspomnieniami, bo nie każdy chce wracać pamięcią do czasu, o którym często przez całe życie chciał zapomnieć.
Z tymi, którzy zechcieli to zrobić, spotykałam się szereg razy. To moi rozmówcy decydowali co chcą powiedzieć. Niektórzy opowiadali chętnie, inni mniej chętnie. Nie było łatwo sprawić, aby zechcieli się otworzyć. Często były to raczej okruchy wspomnień - stąd i tytuł książki. W czasie wywiadów kolejny raz okazało się, że choć wszystkich połączył okrutny los, to każdy inaczej pamięta to, co się wydarzyło kilkadziesiąt lat temu. Historia każdej z osób jest inna. To, co je łączy, to na pewno wywózka, łagry z przymusową, ciężką pracą, więzienie, utrata najbliższych, codzienny kontakt ze śmiercią, rany, piekielny głód i samotność. Kiedy czyta się o tym, co ci ludzie przeżyli, staje się oczywiste dlaczego wielu z nich nie chce o tym rozmawiać, ani przypominać sobie tego. Tym jednak cenniejsze są słowa osób, które zechciały to zrobić.
Wspomnienia powinny zainteresować najbliższych "naszych" Sybiraków, a także mieszkańców regionu. Bo są to osoby, które często znamy, a które są wielkimi patriotami i zwykłymi, skromnymi ludźmi, których jest wśród nas coraz mniej. Prace nad książką przekonały mnie, że warto rozmawiać ze świadkami historii i że szczególnie cenne są właśnie takie osobiste spotkania. Wspominając tamte straszliwe wydarzenia, jeszcze raz - razem - je przeżywaliśmy i razem płakaliśmy.
Przygotowując tekst do druku, dużo uwagi poświęciłam dbałości o wierność faktom, starannie sprawdzałam wszelkie dane, daty, nazwiska osób i nazwy miejsc, aby świadectwa Sybiraków miały walor dokumentacyjny, żeby mogły stanowić materiał do badań historycznych" - mówi autorka książki, prywatna osoba - pasjonatka historii mieszkająca na Żuławach.
Wydawnictwo, wzbogacone archiwalnymi dokumentami, ilustracjami Janusza Żugaja i fragmentami wierszy Sybiraka Mariana Jonkajtysa, ukazało się w nakładzie zaledwie 300 egzemplarzy i nie jest już dostępne na rynku. Jednak w listopadowym numerze kwartalnika Zesłaniec, pisma Rady Naukowej Zarządu Głównego Związku Sybiraków, ukażą się pierwsze ze wspomnień zawartych w publikacji. Będą to relacje elblążan: Marii Milewskiej, Ryszarda Kwieka i Józefa Mackiewicza, Eugeniusza Kunca z Braniewa oraz Haliny Ziemińskiej ze Zwierzna. Wspomnienia kolejnych mieszkańców naszego regionu mają się sukcesywnie ukazywać w następnych numerach Zesłańca.
"W wierszu Modlitwa pod krzyżem Marian Jonkajtys napisał:
"O Boże Wszechmogący
Coś w Miłosierdziu swoim
Ojczyzny wolnej - Polski
Doczekać nam pozwolił...
Coś nam pozwolił przeżyć
Mimo głodu i chłodu
Sybiru ziemskie piekło
Polską Golgotę Wschodu
Serc modlitwą bijacych
Przyjmij podziękowanie
I naszych sybirackich
Próśb - racz wysłuchać Panie.
(...)
Prosimy Cię - by nigdy
Żadnego pokolenia
Polaków - nie dotknęło
Przekleństwo wysiedlenia
By na Sybir nikomu
Nie groziło zesłanie
Prosimy Cię w pokorze
- Wysłuchaj nas Panie... (...)
Być może te wersy będą wyjaśnieniem dlaczego powstały wspomnienia i jakie mają nieść przesłanie" - dodaje autorka.