Zwykłe blokowisko na warszawskim Bródnie, wieżowiec, ani ładniejszy ani brzydszy od setek podobnych w całej Polsce i sąsiedzi, jakich można się spodziewać w takim bloku. Akurat na pierwsze mieszkanie młodego małżeństwa z prowincji. Ale ta historia to nie romans, to thriller.
Po Bezcennym sięgnęłam po kolejną powieść Zygmunta Miłoszewskiego – w 2005 roku pojawił się na rynku Domofon, w 2013 został wznowiony. Książce przyświeca motto z Lśnienia Stephena Kinga, co kieruje nasze myśli bardziej w kierunku horroru niż thrillera i osobiście raczej tak bym sklasyfikowała Domofon.
Powieść zaczyna się właśnie tak, że młode małżeństwo – Agnieszka i Robert wyjeżdżają z rodzinnego Olecka, aby zamieszkać w Warszawie. Tu kupili swoje pierwsze, własne i samodzielnie mieszkanie w wieżowcu na warszawskim Bródnie. Oboje mają w Warszawie pracę, choć żadnego z nich nie satysfakcjonuje, to daje im możliwość startu w stolicy. Ich przyjazd do Warszawy nie zaczyna się najlepiej, już na klatce schodowej robi się bardzo nieprzyjemnie – robotnicy, którzy wnoszą rzeczy młodych znaleźli martwego mężczyznę z odciętą głową. Dalej wcale nie było lepiej. Policja nie doszukała się niczego niezwykłego w wypadku, a jakiś czas później kolejne śmierci naznaczyły pechowy blok.
W międzyczasie Agnieszka i Robert próbowali się zaaklimatyzować. Ona radziła sobie doskonale, on, niespełniony artysta nie potrafił odnaleźć się w pracy przedstawiciela handlowego. Nic nie mówiąc żonie, zwolnił się z pracy i spędzał czas na malowaniu, a jego prace zaczęły być coraz bardziej mroczne i niezwykłe.
Pewnej soboty okazało się, że nikt nie może wyjść z wieżowca, każdy kto spróbował przekroczyć drzwi wejściowe wracał z powrotem na klatkę. Jaka jest tajemnica budynku? Jak wśród dziesiątek lokatorów odszukać tego, który wie wszystko? Kto żyje, a kto już od dawna jest martwy?
W książce pojawia się cała galeria postaci - ciekawych, dobrze zarysowanych, takich którym kibicujemy, i takich którym życzymy przegranej. Jest tajemnica i jest zaskakujące rozwiązanie. Jest kawałek dobrej prozy, która być może nie dorównuje mistrzowi, na którego porównywał się autor, ale doskonale się ja czyta. Miłoszewskiego warto mieć na oku.