Najbardziej znana historia o miłości. Imiona, które stały się symbolem nieszczęśliwego uczucia. Skłócone rodziny, które są odpowiedzialne za cały splot tragicznych okoliczności. Wszystko to składa się na tragedię, będącą dziełem znakomitego angielskiego dramaturga - Wiliama Szekspira. Międzynarodowy spektakl Romeo i Julia grany był w miniony weekend w elbląskim teatrze.
W perspektywie długi weekend, a wieczorem wyjście do teatru to całkiem przyjemny sposób na spędzenie czasu. Tym bardziej, że na afiszu Romeo i Julia, szumnie zapowiadana od dłuższego czasu premiera w międzynarodowej obsadzie. Historia doskonale znana nawet tym, którzy nie przeczytali ani jednego wersu Szekspira. Werona, młodzi przedstawiciele rodów Montekich i Kapuletich – Romeo i Julia zakochują się w sobie podczas jednego z balów. I wszystko mogłoby się zakończyć szczęśliwie, gdyby nie to, że rody były zwaśnione. Błaha kłótnia przerodziła się w prawdziwą wojnę, w walce zginął Merkucjo – przyjaciel Romea, który czując się odpowiedzialny za tą śmierć zabił pojedynku Tybalda, krewnego Julii. Za to zostaje na zawsze wygnany z Werony, a przecież młodzi chwilę wcześniej wzięli potajemny ślub, aby być z sobą już na zawsze. Jakby tego było mało, ojciec Julii uznaje, że czas już wydać za mąż jedyną córkę, a wybrankiem został Parys - hrabia, krewny księcia Werony. Wszystko to kończy się śmiercią młodych kochanków, co w końcu godzi obie rodziny.
Wspaniale napisane dzieło angielskiego dramaturga zostało na scenie odegrane poprawnie. Znakomite role, dobrze dobrani aktorzy, ale czegoś zabrakło. Trudno to określić, a jednak siedząc przez trzy godziny w teatrze miało się wrażenie, że to jednak zbyt długo. Widza, doskonale znającego przecież fabułę, nie można było zaskoczyć finałem, ale w tym spektaklu raczej nic nie zaskakiwało. Z powodu średniej znajomości rosyjskiego i żadnej litewskiego mimo dobrej gry aktorskiej i znajomości tematu to obcojęzyczne monologi i kilkuminutowe dialogi mogły nużyć.
Wobec skomplikowanego zadania przed którym stanęły zespoły, dokonanie takiego, a nie innego wyboru sztuki było znakomitym posunięciem. Tu oczywistym plusem była powszechna znajomość historii młodych kochanków. Zespoły zdecydowały się grać w mieszanym składzie, uzasadnionym było więc przekonanie, że widzowie nawet jeśli czegoś nie zrozumieją nie stracą wiele, a resztę aktorzy nadrobią grą. Eksperyment ciekawy i w znacznej mierze udany, ale efekt nie chwytał za serce. Widzowie znakomicie bawili się podczas monologów Marty, granej przez Teresę Suchodolską i tu wybuchy śmiechu następowały w odpowiednich miejscach. Niestety nie było tak podczas scen granych przez zagranicznych aktorów, a przecież i tam były znakomite i pełne żartów dialogi. Uśmiech na ustach oglądających wywoływało jedynie użycie polskich zwrotów przez rosyjskich aktorów w środku scen. W spektaklu podobała mi się gra głównych bohaterów – egzaltowana, pełna młodzieńczych uczuć Julia, grana przez Natalię Jakubowską i wyciszony, lekko zdystansowany Romeo w tej roli Pavel Sibiriakov. Znakomicie w roli Ojca Laurentego odnalazł się również Artur Hauke, za co został nagrodzony gromkimi brawami. Podsumowując – wieczór był udany, ale ten spektakl na pewno nie zostanie ze mną na długo.
Romea i Julię można oglądać w elbląskim teatrze do połowy listopada.