Spieszmy się czytać...
Cios za ciosem spada na miłośników dobrej literatury, najpierw media obiegła wiadomość o śmierci – Toma Clancy’ego – mistrza thrillera, przedwczoraj pojawiły się informacje o śmierci Joanny Chmielewskiej – królowej polskiego kryminału.
Joanna Chmielewska to chyba najbardziej poczytna polska pisarka. Każda z jej książek rozchodziła się w tysiącach egzemplarzy. Ale znane nam wszystkim doskonale nazwisko to jedynie pseudonim, naprawdę nazywała się Irena Barbara Kuhn z domu Becker. Z wykształcenia była architektem, ale zawód wyuczony bardzo szybko porzuciła na rzecz literatury. Pisała kryminały, powieści obyczajowe oraz książki dla najmłodszych i młodzieży.
W jej dorobku widać, jak wiele inspiracji czerpała z własnego życia. Jak wydarzenia, które dla nas stanowią podstawę do opowiadania anegdotek dla niej były podstawą do napisania książek. Dysponowała ogromną wyobraźnią i nie bała się jej używać. Lekkie pióro, duży dystans do siebie i do świata, ironia, którą posługiwała się mistrzowsko – to wszystko złożyło się na sukces jej powieści, których łączny nakład w Polsce przekroczył 6 mln egzemplarzy, a w Rosji – gdzie uważana jest za najpoczytniejszą pisarkę zagraniczną – 8 milionów.
Debiutancką powieścią Chmielewskiej był Klin czyli historia przypadkowej znajomości głównej bohaterki z tajemniczym mężczyzną, rozpoczętej dzięki pomyleniu numerów telefonów przez szajkę złodziei. Ale podobno czytanie Chmielewskiej powinno zacząć się od Lesia. Mnie Lesio nie uwiódł bo był „zbyt” – nieporadny, fajtłapowaty, trochę przypominał mi Jasia Fasolę, który zamiast śmieszyć tylko mnie denerwuje. O gustach się podobno nie dyskutuje. Ale o ile Lesio mnie trochę rozczarował to jej kryminały były kapitalne. Krokodyl z kraju Karoliny czy Florencja córka diabła – same tytuły zwiastują nietuzinkowe książki. Joanna Chmielewska była cudownie oldskulowa – wyścigi konne, kocie worki, nietypowe nawyki i nieszczególne szczęście do mężczyzn to sprawiało, że jej książki czytało się będąc blisko bohaterki, czasami wyobrażając sobie, że ma się w rodzinie taką zwariowaną ciotkę. Poza tym jej bohaterka raz na jakiś czas odwiedzała nasze okolice i można było wspólnie z nią przeżywać przejażdżkę trasą S7 , czy zwiedzać plaże Mierzei Wiślanej.
To dzieła są wieczne, nie ich autorzy. Myślę że długo jeszcze książki Joanny Chmielewskiej będą bawić kolejne pokolenia miłośników literatury i to nie tylko w naszych kraju bo jej książki tłumaczone były na 107 języków. W bardzo zmaskulinizowanym świecie autorów kryminałów to kobieta była prawdziwą królową, a rządziła doskonale…