Halina, pracownica osiedlowego supermarketu zostaje wybrana na kierowniczkę sklepu. Szybko okazuje się, że wymarzona posada nie jest tak dobra, jak to sobie wyobrażała. To w skrócie. Film Marii Sadowskiej mógłby być odkrywczy, gdyby został nakręcony ponad 10 lat temu. Dziś nie eksploruje żadnych pól, których nie znamy i nie pokazuje nam niczego nowego.
We wrześniu kolejna edycja Festiwalu Filmowego w Gdyni. Jeszcze przed jego rozpoczęciem, a już po ogłoszeniu festiwalowej listy tegorocznych nominacji postanowiłam nadrobić zaległości z zeszłego roku – jedną z nich był film Marii Sadowskiej Dzień kobiet. Przyzwoity, ale bez fajerwerków. Najlepsza była w nim Katarzyna Kwiatkowska, grająca tytułową rolę Haliny.
Nazwanie Haliny polską Erin Brockovich jest sporą przesadą. Historia Haliny jest banalna. Już dziesiątki takich widzieliśmy w telewizji, czytaliśmy o nich w gazetach, a najsłynniejszą kobietą, która przeciwstawiła się dyktatowi sieci była przecież Bożena Łopacka. Ale jak przyznaje sama Łopacka w wywiadzie dla Polityki to nie była jej historia, a Halina, mimo że jej losy są zbliżone, nie była na niej wzorowana.
Życie Haliny, pracownicy sieci handlowej Motylek, samotnie wychowującej córkę, zmieniło się wraz z awansem na kierowniczkę sklepu. Wyższe stanowisko związane było z przywilejami i większym wynagrodzeniem. Kredyt na mieszkanie, nowa sofa i komputer bardzo szybko okazały się obciążeniem tak dużym, że aby je spłacić można było wyrzucić z pracy koleżankę, przyjaciółkę doprowadzić do poronienia, a pozostałym pracownicom kazać pracować na kasach w pampersach i w nadgodzinach. Kiedy korporacja przekroczyła wszelkie granice, Halina rzuciła jej wyzwanie, narażając się na brutalne konsekwencje. A na końcu, co chyba żadnego z widzów nie zaskoczyło, przy pomocy koleżanek z pracy (wcześniej śmiertelnie na nią obrażonych) wygrała proces o godność i otworzyła drogę do sprawiedliwości kolejnym uciśnionym.
Ta schematyczność, przewidywalność i problem, który był medialny 10 lat temu sprawiają, że Dzień kobiet nie robi takiego wrażenia, jakie mógłby zrobić w innym momencie. To film społecznie zaangażowany, a takie tematy mają swoje "10 minut sławy", która przemija, a ludzie interesują się już innymi problemami. Jednak niewątpliwie sposoby manipulacji, nazywane obecnie coatchingiem, szkoleniami motywującymi itp. pozostały i właśnie te sceny z filmu, na których są one pokazane wydają mi się najbardziej aktualne. Bo o ile warunki pracy i płacy kasjerek w Biedronce niewątpliwie uległy poprawie, o tyle hasło - Jakie jest najważniejsze słowo na P? PRODUKTYWNOŚĆ - pozostało i nie dotyczy jedynie supermarketów, ale wszystkich sprzedawców czy to usług, czy towarów.
Film do obejrzenia, ale z dystansem i bez emocjonalnego zaangażowania. Za to na pewno z apetytem na kolejne produkcje wyreżyserowane przez Marię Sadowską i zagrane przez Katarzynę Kwiatkowską.