"Żeby mi się chciało tak, jak się nie chce", czyli kilka słów o aktywności elbląskich żaków.
Będąc przez trzy lata członkiem elbląskiego środowiska studenckiego niejednokrotnie zachodziłem w głowę, dlaczego żacy studiujący w naszym mieście są tak mało aktywni?
Ludzie, którzy decydowali się poświęcać swój czas indywidualnemu rozwojowi, korzystając czy to z oferty kulturalnej miasta, czy z propozycji zajęć warsztatowych swoich uczelni i różnych elbląskich instytucji było, w stosunku do całkowitej liczby studentów, naprawdę niewielu.
Wąska grupa sportowych pasjonatów uprawiała swoje ulubione dyscypliny w uczelnianych AZS-ach, kilka osób podejmowało próby rozwijania swoich umiejętności dziennikarskich lub wokalnych w uczelnianych kołach. Natomiast cała reszta - ogromna rzesza młodych ludzi - nie robiła absolutnie nic.
Czy winę ponosi za to mało atrakcyjna oferta miasta i uczelni? Nie ulega wątpliwości, że bogactwo wydarzeń kulturalno-edukacyjnych czy rozrywkowych jest w Elblągu niewielkie, ale należy pamiętać, że podaż jest następstwem popytu, nie odwrotnie. Skoro elbląscy studenci nie są zainteresowani teatrem, kinem czy koncertami - te będą się odbywać rzadko i ukierunkowane zostaną na inną, niż studencka grupę odbiorców.
A może to swoiste zrezygnowanie spowodowane poczuciem gorszości w stosunku do dużych, prężnych ośrodków akademickich? Elbląski student, patrząc na to, co dzieje się w Trójmieście czy Olsztynie, niejednokrotnie popada w uśmiercające ambicję myślenie, które opisać można jako swego rodzaju kompleks niższości.
Bo niby czemu cokolwiek robić, skoro elbląskie uczelnie, kina czy lokale są w porównaniu do sąsiadów nieatrakcyjne? Ten sposób postrzegania jest prawdziwą pułapką. Młody człowiek popada w apatię, gdyż "w Elblągu nie ma co robić".
I znów przypomnę, że to od aktywności odbiorców uzależniona jest aktywność instytucji. Elbląskie lokale i instytucje kulturalne oferowanymi przez siebie warunkami wcale nie ustępują większym ośrodkom. Wystarczy pójść do teatru czy pubu w każdym z pobliskich dużych miast, by się o tym przekonać. W Elblągu, podobnie jak w Gdańsku czy Olsztynie, istnieją komfortowe sale kinowe i teatralne, klimatyczne kawiarnie i puby czy dobrze wyposażone kluby fitness.
Lokalne instytucje starają się, jak mogą, tworzyć ciekawe propozycje koncertowe czy warsztatowe, jednak gdy spotykają się one ze znikomym odzewem, trudno się dziwić brakiem spektakularnych wydarzeń.
Skoro nikt nie interesuje się tym, co jest, to dlaczego wymyślać coś nowego i ryzykować stratę czasu i pieniędzy? W mojej ocenie również elbląskie uczelnie wcale nie ustępują jakością przekazywanej wiedzy - wystarczy tylko chcieć się uczyć. Po rozpoczęciu magisterskich studiów uzupełniających ja i moi przyjaciele z elbląskiej PWSZ szybko dostrzegliśmy, że w niczym nie ustępujemy absolwentom studiów licencjackich uniwersytetów: gdańskiego i warmińsko-mazurskiego.
Czasami spotykaliśmy się nawet z opiniami niektórych wykładowców, krzywdzącymi niestety, że są dogłębnie zaskoczeni wysokim poziomem naszej wiedzy. To dowodzi, jak mija się z rzeczywistością pogląd o niższej jakości kształcenia w Elblągu w stosunku do sąsiednich ośrodków.
Poziom naszej wiedzy zależy tak naprawdę od nas samych - jeżeli damy się elbląskim wykładowcom poznać jako studenci ambitni, ci dołożą wszelkich starań by przekazać nam wiedzę w jak najrzetelniejszy sposób.
Obecnie przebywam w Gdańsku, gdzie uzupełniam swoje wykształcenie. Niejednokrotnie zdarzyło mi się słyszeć głosy studentów, którzy twierdzili, że mogli swój spędzony w Elblągu czas znacznie lepiej wykorzystać - bo było więcej czasu i pieniędzy, których brakuje studentowi spoza Trójmiasta.
Studenci po elbląskich uczelniach ogromną część swojej energii muszą przeznaczać na dodatkową pracę, pozwalającą na utrzymanie się w obcym mieście. Dzielą czas pomiędzy uczelnię i miejsce pracy, po czym zmęczeni wracają do wynajętych stancji czy pokojów w akademiku. I z sentymentem wspominają studiowanie w Elblągu, gdzie mieli mnóstwo wolnego czasu, któremu pozwolili przeciekać przez palce.
Dlatego też pragnę zachęcić elbląskich studentów do aktywniejszego udziału w życiu swojej uczelni i miasta. Dzięki temu można uniknąć przykrego poczucia zmarnowanego czasu, rozwinąć siebie jako człowieka i wyrobić sobie wstępny bagaż doświadczeń, który uczyni nas lepiej przygotowanymi do trudów życia, nie tylko tego w dużym mieście, ale i tego w ujęciu całościowym. Z biegiem lat czasu mamy coraz mniej - szkoda go marnować...
Sylwester Budzelewski jest elblążaninem, studentem V roku filologii polskiej na Uniwersytecie Gdańskim i odbywał staż studencki w redakcji eswiatowid.pl