To tytuł piątkowego wystąpienia Tomasza Glinieckiego w czasie konferencji w elbląskim muzeum. Warto wiedzieć, że dawny elbląski przemysł to nie tylko ogromne przedsiębiorstwo Ferdynanda Schichaua, ale także m.in. nieco mniejszy, ale równie prężny zakład motoryzacyjny Franza Komnicka. Tomasz Gliniecki z Muzeum Archeologiczno - Historycznego przedstawił w pigułce historię tej fabryki.
Elbląski przemysłowiec Franz Komnick, otwarty na techniczne nowinki i z powodzeniem wprowadzający je w najbardziej industrialnym mieście Prus Wschodnich, pozazdrościł powstającym fabrykom motoryzacyjnym we Francji i Niemczech.
Postanowił i on budować auta, dając marce własne nazwisko. W 1906 roku dokupił do swej firmy słabo prosperującą fabrykę nad rzeką i przygotował ją do produkcji samochodów. Znakiem rozpoznawczym, umieszczanym na wozach, była biała tarcza rycerska z wpisanym w nią czarnym krzyżem.
Wozy dla bogatych
Komnick zaczął od aut osobowych. Samochód był wówczas luksusem, dlatego postawił na wielkie i silne auta, służące do podróży całym rodzinom pruskich arystokratów.
Początkowo cieszył się, że znamienite rody wybierały jego produkt, korzystając z samochodów podczas dalekich podróży. Ale w okresie, kiedy prywatne auta należały do rzadkości, ich liczba nie mogła zadowalać przemysłowca, który patrzył na zyskowność swej produkcji.
Szybko doszedł do wniosku, że nie może to być jedyny profil motoryzacyjnej działalności - bogatych nie było aż tak wielu, by fabryka przynosiła znaczne dochody. Najlepiej płacącym klientem były władze municypalne wielu okolicznych miast, zaś największe pieniądze i stabilna produkcja była wówczas, gdy zamówienia składało państwo.
Komnick rozpoczął więc prace nad ciężarówkami, na których bazie budował auta dla wojska, policji i poczty, sanitarki, pługi śnieżne, autobusy.
Czerwony diabeł
Produkty Komnicka to standartowe na owe czasy wozy, wykazujące się nadzwyczajną wytrzymałością, wymaganą wówczas na kiepskich drogach, na których się poruszały. Ten atut dawał Komnickowi szeroką klientelę - nie bez znaczenia był też fakt, że do najbliższej fabryki samochodowej było z Elbląga kilkaset kilometrów.
Mimo, że profil produkcji szybko się zmienił, szefowi firmy pozostała miłość do aut osobowych, szybkich i mocnych. Wozy Komnicka brały więc udział w licznych rajdach, a jednym z najlepszych kierowców sportowych był syn przemysłowca Otto, zwany w rajdowym środowisku Czerwonym diabłem.
Otto wygrywał liczne wyścigi, głównie na terenach, gdzie ojciec sprzedawał swe produkty: w Rosji i krajach nadbałtyckich. Franz Komnick dobrze wiedział bowiem, jak ważnym dla sprzedaży był rozgłos jego aut.
Pierwsze wyścigi wozy z Elbląga wygrywały już w 1907 roku, w rok od uruchomienia produkcji. W 1911 roku nowe auto Komnicka, posiadające silny 50-konny silnik, zdobyło w kolejnym wyścigu nagrodę rosyjskiego cara. Auta te trafiają na salony motoryzacyjne, zbierając pochlebne opinie krytyków i zdobywając kolejne nagrody.
Z Elbląga do Leningradu
I wojna światowa powoduje zamarcie produkcji aut osobowych, ich miejsce zastępują liczne pojazdy dla wojska, oparte na niezawodnych ciężarówkach. Auta Komnicka wożą niemiecką piechotę, rusza też produkcja wozów opancerzonych. Powojenne konstrukcje przynoszą kolejne auta osobowe.
Pomysłowy przemysłowiec nie daje za wygraną. Firma jest już spółką akcyjną, a jej szef myśli o powtórnym podbiciu rynku motoryzacyjnego Rosji, który stabilizuje się w kilka lat po bolszewickiej rewolucji.
Z Elbląga do Leningradu płyną w 1925 roku dwie ciężarówki Komnicka, by wziąć udział w niezwykle długim rajdzie, który kończył się na moskiewskim Placu Czerwonym i wielkiej wystawie motoryzacyjnej. Stawką są zamówienia komunistycznych władz Rosji.
Za kierownicą jednej z ciężarówek siada Otto Komnick. Po morderczej trasie, od Leningradu, przez Moskwę, Kursk i Tułę, z powrotem do Moskwy, elbląskie samochody zwyciężają, wyprzedzając rywali z wielu szanowanych europejskich wytwórni. Rosjanie złożyli stosowne zamówienie, tym chętniej, że zwycięskie auta zostały sprezentowane moskiewskim władzom miasta.
Zmierzch potęgi
Komnick czuwał nad tym, by jego wozy były nowoczesne. Jako jeden z pierwszych konstruktorów posadowił chłodnicę z tyłu silnika.
Jednak nawet produkując w szczytowym okresie 2-3 tysiące aut, Komnick nie był w stanie konkurować później z takimi molochami, jak Renault, Opel i Benz. Nowinki techniczne okazały się zbyt drogie, a zamówienia zbyt małe.
Kryzys 1929 roku przypieczętował los elbląskich aut. Fabryka współpracowała i montowała później wozy innych firm: Opel, Bussing-NAG, Krupp.
Na początku lat czterdziestych, gdy trwała II wojna światowa, choć sława Komnicka już przebrzmiewała, w witrynie firmowej przy dzisiejszej ulicy Parkowej stały wciąż dwie wypucowane limuzyny - jedna popielata, druga połyskliwie czarna. Przypominały o czasach świetności.
Po wojnie firma Komnicka zniknęła z krajobrazu gospodarczego miasta, maszyny zostały wywiezione do Rosji, budynki zrujnowane - nie została nigdy odbudowana. Nie ma żadnych wieści o tym, by przetrwał choć jeden egzemplarz samochodu rodem z Elbląga...
Opracowanie wystąpienia Tomasza Glinieckiego - Sylwester Budzelewski; śródtytuły pochodzą od redakcji