Gazeta
Internet

Witaj,     |  Zaloguj
Nasza społeczność

Logowanie

Dołącz do eKulturalnych
Zapomniałem hasła
Przejdź do eKulturalni.pl
GDZIE JESTEŚ:  E-ŚWIATOWID    Aktualności

Data dodania: 19.02.2008 05:28 Kategoria:Esej i Felieton Autor:M. Łącka-Martuszewska AJ Placówka:Brak
Wieczna pamięć o „czarnej drodze” (recenzja i esej)
Plakat filmu Andrzeja Wajdy
Plakat filmu Andrzeja Wajdy
Katyń, ale także Miednoje, Charków czy Bykownia - za sprawą Andrzeja Wajdy Europa znowu mówi o zbrodniach stalinizmu. Tymczasem naukowcy wciąż odnajdują nowe ślady i dowody. Przypominają o tym: Monika Łącka - Martuszewska i Agnieszka Jarzębska.

Za nami światowa premiera filmu Katyń. W pokazie zorganizowanym podczas festiwalu filmowego w Berlinie wzięła udział sama kanclerz Angela Merkel, a europejskie media uznały obraz za historycznie ważny, choć nie pozbawiony wad.

Jak informowała Gazeta Wyborcza, zagraniczni dziennikarze uważają, że Katyń może być niezrozumiały dla zachodnich widzów, ale też, że jest to film sentymentalny, który próbuje manipulować odbiorcami.

Zbrodnia katyńska jest dla Andrzeja Wajdy wyjątkowo ważnym tematem, bo dotyczy losów także jego własnej rodziny.

Dobrze się stało, że w Berlinie film został pokazany poza konkursem. Trudno bowiem oprzeć się refleksji i pytaniu: jak w biegu po nagrody wystawiać własną, bolesną historię, tragedię, która dotknęła tysiące polskich rodzin i ranę dla wielu wciąż niezabliźnioną?

Katyń to pozycja obowiązkowa, nie tylko dla kinomanów. Film ma czystą, klarowną kompozycję. Seria przejmujących obrazów, których bohaterami są polscy oficerowie i ich najbliżsi, składa się panoramę losów nie tylko grupy głównych postaci, ale także tysięcy innych im podobnych.

Mimo szeroko zarysowanej perspektywy i mimo scen zbiorowych jest to kameralna opowieść. Widz ma czas spojrzeć w oczy i twarze bohaterów, zastanowić się nad tym, co mówią i jakie znaczenie mają ich słowa.

Filmy wojenne często epatują efektami specjalnymi i hektolitrami krwi. U Wajdy tego nie ma, choć - co nieuniknione - jest strach, krew i śmierć.

W fabułę zostały wplecione fragmenty starych kronik, a część scen przypomina telewizyjne reportaże śledcze kręcone ukrytą kamerą i z ręki. To uwiarygodnia całość, przydaje filmowi walorów dokumentalnych.

Szczególnie poruszające są ostatnie sceny kręcone właśnie w ten sposób. Kamera podgląda morderców, ale też jest prowadzona z perspektywy wzroku przerażonych żołnierzy - więźniów, którzy przenoszeni do kolejnych czarnych więźniarek, w końcu stają na skraju dołu - zbiorowej mogiły lub kończą życie w niewielkich pomieszczeniach - katowniach.

Wajdzie udało się oddać wielkie, osobiste i zbiorowe, emocje związane z „doświadczeniem katyńskim”, a także pokazać ludzi żyjących w czasach, w których „historia zerwała się z łańcucha”.

Nestorowi polskiego filmu udało się nie tylko pokazać emocje, ale także - sądząc po reakcjach uczestników projekcji - wywołać je u widzów.

Prawdopodobnie większość Polaków słyszała o Katyniu i innych miejscach stalinowskich kaźni, ale słyszeć, czytać - to jedno, a zobaczyć - co innego. Dzięki Wajdzie zobaczyć, to także poczuć i - być może - zrozumieć…

Kiedy myślimy o Katyniu, myślimy także o Miednoje, Charkowie czy ukraińskiej Bykowni.

Poniżej przedstawiamy literacki esej, który Monika Łącka - Martuszewska napisała na podstawie wystąpienia prof. Andrzeja Koli z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.

Profesor był w styczniu gościem Kawiarenki Historycznej Clio w Muzeum Archeologiczno – Historycznym w Elblągu:

***

Kijów. Rok 1940. Tu, gdzie jeszcze niedawno była Polska, jest teraz Rosja sowiecka. Stalin wydaje dekret: zginąć mają wojskowi, policjanci, nauczyciele – za to, że są Polakami. Rozpoczynają się masowe aresztowania. Rodziny nie wiedzą, co stanie się z uwięzionymi. Wyczekują pod oknami więzień, aby zobaczyć bliskich. Po raz ostatni. Ślad po nich miał bowiem zaginąć. Wywożono ich po kryjomu, w nieznane, w dalekie miejsca, by nikt się więcej o nich nie upomniał. Ale upominali się: i Sikorski, i Anders, i ci, co pamiętali, i ci, co szukali prawdy, rozgrzebując ziemię.

W Kijowie więźniów mordowano późnym wieczorem. Ręce związane z tyłu, strzał w podstawę czaszki. Ci, którzy rozstrzeliwali, czasem dla dodatkowych kostek cukru, sami zostali później rozstrzelani. Wśród zabitych katów byli czterej generałowie NKWD. Inni popełnili samobójstwo, jak płk Błochin z Moskwy.

W jednej półtoratonowej ciężarówce mieściło się dwadzieścia pięć, trzydzieści ciał. Wywożono je szutrową drogą do lasu koło Bykowni. Jeden lub dwa kursy każdej nocy. „Czarna droga” - nazwali ją miejscowi. Pamiętają jeszcze enkawudzistów z psami, wartownię, mur sięgający trzech metrów. Nie zapomnieli. Po wojnie rozkopywali groby i szukali tam ciał swoich bliskich...

***

Maria Sadłowska, córka policjanta, którego NKWD zamordowało w czasie wojny, od lat czeka ona na wiadomości o losach ojca. Widziała go ostatni raz kiedy miała siedem lat.

Jego nazwisko pojawiło się na tzw. ukraińskiej liście katyńskiej. Ostanie badania archeologiczno – ekshumacyjne, które z ramienia Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa prowadzi profesor Andrzej Kola, zdają się świadczyć o tym, że szczątki ojca pani Marii mogą spoczywać w bykowieńskim lesie.

Na spotkaniu w kawiarence Clio pani Maria podzieliła się z profesorem swoimi wspomnieniami i przeżyciami.

- O zbrodniach NKWD słyszeli po wojnie wszyscy, ale nie wolno było głośno o tym mówić - wspomina kobieta. - Pewnego wieczoru, miałam wtedy dziesięć lat, moja mama myślała, że śpię i rozmawiała z jakimś oficerem. Miałam uszy nastawione jak radary i słyszałam, że jak on opowiadał, że w czasie wojny zabłądził ze swoimi krowami w lesie i widział, jak NKWD grzebało zmasakrowane ciała.

***

Miejsce kaźni w Bykowni nie było chronione, a KGB musiało sprawiać wrażenie, że panuje nad sytuacją. W 1971 roku zdecydowało się na pierwsze oficjalne ekshumacje. Odnalezione wówczas szczątki i przedmioty zostały zamknięte w czterdziestu trzech skrzyniach o wymiarach metr na dwa metry, a następnie w tajemnicy zakopane.

Ludzie, którzy poszukiwali prawdy o ponurej zbrodni, nie przestawali jednak kopać. W 1988 roku miała miejsce jeszcze jedna ekshumacja pod kontrolą władz. Postawiono krzyż z napisem: „Wieczna pamięć zamordowanym przez Niemców podczas wojny” oraz informacją, że spoczywa tu ponad trzy tysiące osób. Treść tablicy wzburzyła mieszkańców Kijowa. Po protestach napis skrócono do słów: „Wieczna pamięć”.

Pierwszy polski ślad na cmentarzu w Bykowni odkryto w 2001 roku. Zachowały się zdjęcia z archiwów KGB i skrzynie zakopane w ziemi. Odnaleziono też jamę, a w niej przedmioty należące do Polaków: guziki od polskich mundurów, buty, przedmioty produkcji polskiej i zachodnioeuropejskiej…

Z przyczyn politycznych badania nie mogły być kontynuowane aż do 2006 roku. Zwykle zaniedbany cmentarz porządkowano tylko przed wizytami prezydenta Ukrainy. O wizerunek nekropolii zadbano też przed przyjazdem archeologów.

Badania w 2007 roku znów były odkładane z powodów politycznych. Wreszcie polsko - ukraińska ekipa uzyskała pozwolenie, ale musiała opuścić cmentarz przed wyborami na Ukrainie.

W czasie badań archeolodzy odnaleźli doły - groby, ze śladami niedokładnych ekshumacji z 1971 i 1988 roku, a w nich nieliczne ludzkie szczątki i przedmioty. Znaleźli też nie ekshumowany wcześniej piętnastoosobowy grób. Szkielety miały związane z tyłu ręce, a czaszki nosiły ślady postrzałów - to dowody zbrodni i makabryczne wizytówki NKWD.

- Nie wszyscy uczestnicy badań byli w stanie znieść ten widok, zwłaszcza mężczyźni. Niektórzy nawet potrzebowali pomocy medycznej - w ten sposób prof. Andrzej Kola odpowiedział na pytanie o emocje towarzyszące ekshumacjom.

- Nie każdy nadaje się do tego rodzaju pracy - przyznaje elbląska archeolog Grażyna Nawrolska. - Prowadziłam wykopaliska na średniowiecznych cmentarzyskach, ale takiego zadania bym się podjęła.

W sumie, polsko - ukraińska ekspedycja w Bykowni zidentyfikowała dotąd około dwustu grobów zbiorowych. W pięćdziesięciu czterech z nich spoczywają Polacy.

W ustaleniu liczby polskich ofiar pomogło m.in. liczenie butów. Jeśli odnaleziono np. siedemdziesiąt butów, uznawano, że w mogile leżało trzydzieścioro pięcioro ludzi. Antropolodzy liczyli także kości długie, prawe i lewe.

W ten sposób określono, że wśród dotąd odkrytych są szczątki ponad 1450 Polaków.

To jednak nie wszyscy. Sądząc bowiem po ilości zlokalizowanych, ale jeszcze nie badanych szczegółowo grobów, można zakładać, że z Kijowa do Bykowni zostały przewiezione ciała dwóch i pół tysiąca Polaków. Skoro zaś na liście ukraińskiej jest spisanych 3435 osób, przyjmuje się - zgodnie z aktualnym stanem badań - że pozostałe szczątki są w Charkowie (około 500 osób) i Chersoniu (także około pół tysiąca osób).

W Bykowni odkopano także cztery zbiorowe mogiły z wyprodukowanymi w czasach sowieckich przedmiotami z Żytomierza na wschodnim Wołyniu.

Analiza wykazała, że to pochówki Polaków z tzw. „marchlewszczyzny”- ofiar reżimu sowieckiego z lat 1936/ 37.

Prof. Kola przypomina, że czterdzieści tysięcy polskich grekokatolików uzyskało w sowieckim państwie autonomię, zachowano m.in. polskie szkoły - to właśnie była owa „marchlewszczyzna”, polska wyspa na oceanie sowieckiej Rosji. Kiedy jednak Polacy zaczęli oponować przeciw kolektywizacji, wielu z nich zostało uwięzionych w Kijowie, a ich dalsze losy nie były znane. Dopiero najnowsze badania pozwoliły wyjaśnić tę zagadkę.

***

Ślad po zamordowanych Polakach miał zaginąć. Nawieziono ziemię, nadsypano czarnoziemu, zasadzono trawę.

Dokopaliśmy się jednak do prawdy. Wyjawiły ją drobiazgi, jak identyfikator wojskowy, tzw. nieśmiertelnik z napisem: Józef Naglik. Konin czy grzebień zapisany polskimi nazwiskami: Strzelecki, Dworak, Gronowski czy Szczyra – nazwiskami, które widnieją na ukraińskiej liście katyńskiej.

***

Przez lata cmentarz w Bykowni oficjalnie nie istniał. Dziś to miejsce jest uznawane przez rząd w Kijowie i ma status tzw. historycznego miejsca Ukrainy. Oznacza to m.in., że nekropolia jest otaczana szacunkiem, troską i opieką.

W czasie spotkania w Elblągu prof. Andrzej Kola poinformował, że Rada Pamięci Walk i Męczeństwa prowadzi obecnie rozmowy, by na jednym z kijowskich cmentarzy wydzielić miejsce, w którym zostaną złożone szczątki Polaków.

Miejmy nadzieję, że porozumienie w tej sprawie zostanie osiągnięte.

Podziel się:
Wszelkie prawa do tego tekstu są zastrzeżone. Publikowanie go w całości lub części wymaga zgody Wydawcy.

Kierownik Redakcji: Hanna Laska-Kleinszmidt

tel 55 611 20 69

Jeśli chcesz dodać swój komentarz zaloguj się. Jeśli nie masz jeszcze konta zarejestruj się tutaj.
Komentarze
 
Kapitan
|2008-02-27 16:21:40
Film ten miał rosyjsko języczną premierę w Moskwie. Ufam, że autorzy tego artykułu poinformują nas o echach tamtego wydarzenia. Punkt widzenia Rosjan na tę sprawę też interesuje czytelników.
 
Kapitan r.1963
|2008-02-27 16:19:03
Film ten miał rosyjsko języczną premierę w Moskwie. Ufam, że autorzy tego artykułu poinformują nas o echach tamtego wydarzenia. Punkt widzenia Rosjan na tę sprawę też interesuje czytelników. Brat mojego dziadka był oficerem policji w Łucku.
MENU

eŚWIATOWID W LICZBACH

 

Publikacji: 12107
Galerii: 307
Komentarzy: 1354

 


Liczba odwiedzin: 11460022

KONTAKT Z REDAKCJĄ

Wydawca:

Centrum Spotkań Europejskich
"ŚWIATOWID"

pl. Jagiellończyka 1
82-300 Elbląg
tel.: 55 611 20 50
fax: 55 611 20 60

 

Redakcja:
redakcja@eswiatowid.pl
tel.: 55 611 20 69

Administrator systemu:
adm@swiatowid.elblag.pl
 

 

 


 

 

Projekt dofinansowany ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Warmia i Mazury na lata 2007 - 2013 

oraz budżetu samorządu województwa warmińsko - mazurskiego.