Wróżka, która jest... wróżką
Sztuka masażu to późny debiut Mariusza Gawrysia.
Ten reżyser, scenarzysta i producent przywitał widzów przed projekcją i zapowiedział, że jest to obraz mozaikowy, składa się z szeregu epizodów, które muszą kilka razy „zakręcić się”, by widz mógł je odpowiednio odebrać.
W czasie pokazu DKF -owicze żywo reagowali na komiczną grę słów i zachowań aktorskich - film jest określany jako komediodramat.
Po projekcji większość osób została, by dowiedzieć się czegoś więcej.
Mariusz Gawryś opowiadał m.in. o swojej metodzie pracy z aktorami. Otóż nie znali oni zupełnie scenariusza Sztuki masażu - opis swojej roli aktor otrzymywał za każdym razem tuż przed kręceniem zdjęć.
Chodziło o to, by aktorzy całkowicie zapomnieli o obecności kamer i byli po prostu sobą.
W obsadzie, oprócz Agnieszki Dygant i Wojciecha Mecwaldowskiego, znaleźli się uczestnicy warsztatów aktorskich, które Gawryś prowadził przez półtora roku.
Zrobiony za stosunkowo małe pieniądze film ma w sobie ogromną siłę oddziaływania.
Jeden z uczestników spotkania zauważył podobieństwo Sztuki masażu do skupionych na człowieku, jego problemach, relacjach z innymi ludźmi filmów czeskich.
To na twarzach bohaterów i ich uczuciach Mariusz Gawryś opiera swoją opowieść.
Nie chce jednak moralizować, ani pouczać. Pokazuje życie prawdziwe, nie ocenia jednak ani nie krytykuje pewnych zachowań.
To, jak zachowuje się człowiek, co robi, zależy od jego charakteru, pewnych uwarunkowań emocjonalno - psychicznych - zdaje się mówić swoim filmem reżyser.
W czasie dyskusji wypłynęło też kilka ciekawostek…
Otóż, w jednej z głównych ról wystąpiła Joanna Godecka, która zagrała... samą siebie, czyli wróżkę na telefon.
Sztukę masażu kręcono prawie dwa lata, wyłącznie w weekendy, w terminach, które pasowały całej ekipie i z przerwą na wakacje.
I tak oto w jednej ze scen widać (choć widz raczej tego nie zauważy) śnieg z zimy 2003 roku, który za chwilę zamienia się w śnieg z zimy… 2005 roku.