Rod Stewart dał wczoraj, w Stoczni Gdańskiej, znakomity koncert.
TVP 2 transmitowała na żywo ten występ i niech żałują wszyscy, którzy skierowali telewizyjne piloty na inny cel.
62-letni artysta jest w świetnej formie. Nie jestem wielką fanką jego popowych numerów, ale trudno oprzeć się charakterystycznemu chropawemu głosowi, energii i dużej dawce liryzmu, jaką potrafi zaserwować.
To właśnie koncerty pokazują klasę i prawdziwą wielkość artysty, niezależnie od tego, czy wykonuje pop, jazz, blues czy może muzykę poważną.
Występy na żywo, nie z playbacku czy pół playbacku, pokazują realne, a nie koloryzowane w studiach, walory głosu i umiejętność improwizacji.
Najciekawsze były właśnie te momenty, w których Stewart i pozostali muzycy, porzucali znane słuchaczom ścieżki i pokazywali, na jak różne sposoby można wykonywać ten sam utwór.
Koncert gwiazdy pop to często pełne rozmaitych efektów show. Występ znanego Szkota nie miał rozbuchanej oprawy, ale dzięki temu można było bardziej skupić się na muzyce i postaci artysty.
Jeśli chodzi o transmisję telewizyjną, widzieliśmy już ciekawsze, ale chwała Dwójce i innym stacjom, które ostatnio wprost prześcigają się w relacjach z koncertów, za możliwość zobaczenia największych gwiazd bez wychodzenia z domu.
Choć nie przepadam za masowymi imprezami, to żałowałam, że nie wybrałam się na tego rodzaju koncert.
Czy jednak będąc w tłumie prawie 40 tysięcy osób można mieć pełnię wrażeń z takiego widowiska?