Pani Krysia Feldman - wspomina Janusz Wiśniewski dyrektor Teatru Nowego w Poznaniu po śmierci aktorki, w teatrze była codziennie. Podobno, jeśli nie mogła przyjść, zostawiała, jak najbliższej rodzinie, wiadomość, że się nie pojawi. Jednak zdarzyło się tak, że nie zostawiła wiadomości i nie przyszła. 1 marca skończyłaby 87 lat.
Krzysztof Krauze, w którego filmie "Moj Nikifor" Krystyna Feldman zagrała swoją życiową rolę, niezwykle poruszony jej śmiercią powiedział - czytamy na stronach IAR - Mam łzy w oczach. Dodał też, że ta wielka aktorka i osoba szalenie poważnie traktująca obowiązki, potrafiła żartować z samej siebie i losowi groziła palcem - jeszcze nie pora umierać...
To właśnie grając Nikifora zdobyła nieśmiertelność i wszystkie najważniejsze nagrody aktorskie w kraju oraz kilka wyróżnień międzynarodowych. O swojej wielkiej roli mówiła:
Poczułam, że go rozumiem, że chyba nawet byśmy się polubili. On miał pokrewną duszę do mojej. ("Przekrój" 2004 nr 23-25).
Była mistrzowską odtwórczynią znaczących epizodów - postaci ekscentrycznych i dziwacznych. Nie dzieliła ról na główne lub drugoplanowe, stwierdzała:
Rola to rola. (...) Nie można więc grać byle jak. Epizod czemuś służy. I trzeba dać z siebie wszystko. Jeszcze bardziej niż w głównej roli. ("Przekrój" 2004 nr 23-25). Jej filmowym debiutem była drobna kreacja w socrealistycznej "Celulozie" Jerzego Kawalerowicza z 1953 roku. W swoim dorobku ma ponad 60 ról telewizyjnych i filmowych, m.in. w "Lalce" Wojciecha Hasa, "Yesterday" i "Pociągu do Hollywood" Radosława Piwowarskiego, "Pogrzebie kartofla" Jana Jakuba Kolskiego, "Pianiście" Romana Polańskiego, "Starej Baśni" Jerzego Hoffmanna, a także w serialach "Jan Serce" Piwowarskiego. Wielką popularność przyniosła jej rola babki Rozalii w telewizyjnym serialu "Świat według Kiepskich".
Do końca występowała na deskach Teatru Nowego w Poznaniu. 16 grudnia 2006 roku w monodramie „I to mi zostało" zagrała samą siebie. Na pytanie Stefana Drajewskiego „Co pani zostało?" - odpowiedziała:
Za tym to kryją się małe i duże sprawy. To, że nie spóźniam się na próbę, bo tego mnie w teatrze nauczono. To, że mamusia wpoiła mi, iż w niedziele i święta trzeba chodzić do kościoła. Mam w swoich zbiorach taką fotografię z okresu krakowskiego, na której widać mnie jako trzylatkę siedzącą w głębokim fotelu z głupią miną. I to mi zostało, głupie miny. Mogłabym tak jeszcze długo wymieniać, ale obawiam się, że nie wolno do końca zdradzać wszystkiego, o czym jest ten monodram. ( Głos Wielkopolski nr 292/15.12)
Robert Gliński, reżyser jej ostatniego spektaklu tak o niej mówił:
Byłem pełen podziwu dla jej energii, zapału, żywotności, młodzieńczości. Byłem pełen podziwu, że nie ma żadnych problemów z zapamiętaniem tekstu i obecnością na scenie bez przerwy przez półtorej godziny. Wielu także młodszych aktorów miałoby z tym poważny problem. Pani Krystyna należała do aktorów, którzy teatr kochali ponad wszystko i oddali mu całe swoje życie. (Głos Wielkopolski nr 292/15.12)
Niedługo przed śmiercią przyznała -
Zdarza się, że w tramwaju podchodzą do mnie nieznani ludzie, witają, ściskają i mówią: "Pani Krysiu, cieszę, się, że panią widzę. Będę miał dobry dzień." Inni nazywają mnie poznańską królową, która przynosi szczęście. ( Głos Wielkopolski nr 292/15.12)