Reklama. Komercja i sztuka
Odpowiedzi na pytanie ile sztuki jest w komercji szukano w ostatni piątek w kinie Światowid, w ramach replik XIV Europejskiego Festiwalu Fabuły, Dokumentu i Reklamy.
Elbląscy widzowie mieli niecodzienną okazję prześledzić rozwój polskiej reklamy na przestrzeni kilku ostatnich lat. Dana im również była możliwość skonfrontowania rodzimych osiągnięć na tym polu z produkcjami wyznaczających światowe standardy, producentów amerykańskich.
Nielicznie przybyłych swoją obecnością zaszczycił Przemysław Młyńczyk z Fundacji Młodego Kina, jeden z pomysłodawców i organizatorów Europejskiego Festiwalu Fabuły, Dokumentu i Reklamy Euroshorts.
Wciąż istnieje i zdaje się wcale nie zmniejsza przepaść, dzieląca nas od poziomu światowego; reklama polska i amerykańska to nadal dwa światy. Kiedy w Polsce święci triumfy nachalne promowanie konkretnego produktu, oszczędnymi w formie, prostymi środkami, na Zachodzie nacisk kładzie się na dialogi, animacje, efekty specjalne - czemu towarzyszą oczywiście duże pieniądze i rozmach. Przede wszystkim zaś zdecydowanie częściej promuje się idee czy markę firmy, a nie jej kolejny "super", "rewelacyjny" albo "najtańszy" produkt. Widać było jak na dłoni, że nie wystarczy zatrudnić znanego aktora, aby reklama była ciekawa.
W dobie marketingu totalnego, atakującego nas z radia, telewizorów i gazet; na ulicy, w środkach komunikacji masowej; w internecie; w sklepach; z murów i bilboardów, skuteczność reklamy zależy w głównej mierze od zdolności wzbudzenia zainteresowania odbiorcy. W potoku nieustannie powtarzalnych chwytów, uwagę widza-konsumenta jest w stanie przyciągnąć tylko i wyłącznie reklama inna od... wszystkich innych. Nieważne - szokująca, obraźliwa czy śmieszna. Po prostu nowatorska, odmienna, wyróżniająca się w morzu przeciętności.
Kolejny wniosek jest taki, że choć powoli, polski rynek reklamowy ewoluuje. I to w dobrym kierunku. Najlepszym tego przykładem jest, robiąca ostatnimi czasy furorę kampania reklamowa jednej z sieci telefonii komórkowej z udziałem grupy kabaretowej Mumio. Ich reklamy - skecze żyją własnym życiem w świadomości opinii publicznej, do pewnego stopnia w oderwaniu nawet od samego produktu. Poza wszelką wątpliwością jednak budują pozycję reklamowanej firmy. Podjęte ryzyko z pewnością się opłacało.
W kwestii reklamowania idei, tak popularnej w Stanach, również wiele zostało jeszcze do zrobienia. Efekty takich kampanii społecznych, jak chociażby: "Pij mleko!" czy "Cała Polska czyta dzieciom", pomimo poniesionych ogromnych, jak na polskie warunki, kosztów, okazały się mizerne. Pierwsza z wymienionych, choć zaangażowano w niej wiele znanych osób, zakończyła się wręcz porażką i szybko zniknęła z mediów.
Widzowie piątkowego pokazu Euroshorts mogli podziwiać poczucie humoru amerykańskich twórców, kunszt montażu i zdjęć, muzykę czy grę aktorską. Ale nie tylko. Rozmiłowani aż do przesady we wszelkiego rodzaju statystykach Amerykanie, rozbudowali bowiem kategorie oceny reklam w tamtejszym festiwalu do oszałamiającej liczby 24. Reżyseria dźwięku czy tabletop oprócz wywoływania drwiącego uśmiechu, pokazują jednak także, jak duży dystans dzieli nas jeszcze od Zachodu w dziedzinie reklamy.
Kiedy więc kolejny raz zasiądziemy wygodnie w fotelach, aby obejrzeć film albo 123 odcinek ulubionego serialu, a porządek seansu tradycyjnie już zakłócą reklamy, spójrzmy na nie nie, jak na produkt marketingowy, bardziej lub mniej skuteczny, lecz jak na małe dzieła sztuki, lepsze lub gorsze. Chyba, że... kolejny raz się nie da. Wtedy, korzystając z chwili wolnego czasu, zaparzmy sobie ziół na uspokojenie nerwów, albo jeszcze lepiej idźmy na spacer. Może w parku, niesiona wiatrem, przyklei się nam do spodni jakaś ciekawsza reklama?