Kompleks gwiazdy (felieton)
Znany aktor Piotr Polk pozował Oldze Kaszubskiej z jednym z rekwizytów wieczornego koncertu
Ostatnia Noc elbląskiego festiwalu była w opinii wielu osób najsłabszą ze wszystkich trzech. Czy udział gwiazd gwarantuje sukces artystyczny?
12. Elbląskie Noce Teatru i Poezji przeszły do historii, ale emocje wokół tego, co w miniony weekend działo się na Podzamczu muzeum archeologiczno - historycznego, jeszcze nie umilkły.
Pierwsza Noc, złożona z trzech części: mini - recitalu elblążanki Ewy Ostrowskiej, koncertu laureatów konkursów piosenki wartościowej oraz znakomitego występu Justyny Steczkowskiej - z pewnością była udana.
Justyna Steczkowska pokazała, że ma wyjątkowy głos, dobry repertuar, naturalny kontakt z publicznością - i jest prawdziwą profesjonalistką.
Oprawa koncertu, jego wykonanie i dramaturgia były na wysokim poziomie, także jeśli chodzi o sceniczny wizerunek, ruch i ubiory - artystka była perfekcyjnie przygotowana i wielu, nie tylko młodszych, ale też starszych kolegów po fachu, mogłoby się od niej tego nauczyć.
Wiele obiecywałam sobie po recitalu Ewy Ostrowskiej, którą sporo osób pamięta z ciekawej interpretacji piosenki Czarne perfumy. Dobrze, że elblążanka zaprezentowała nowy repertuar. Szkoda tylko, że w odbiorze jej śpiewu momentami skutecznie przeszkadzał… mikrofon. Pani Ewa ma silny głos i kiedy trzymała mikrofon zbyt blisko ust, pojawiały się zakłócenia.
Jak co roku, warto było posłuchać laureatów konkursów piosenki wartościowej. Choć tym razem zabrakło zwycięzcy Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu, na szczęście, nie brakowało interesujących głosów, osobowości i… duetów. Właśnie duet: Anna Karamon i Aleksandra Nowak otrzymał Księżycową Statuetkę dla „najlepszych z najlepszych”.
Druga Noc była spotkaniem z kabaretem. Znane zespoły w towarzystwie owacyjnie przyjętego Zbigniewa Zamachowskiego, a także Klementyny Umer i Katarzyny Jamróz, potrafiły rozbawić publiczność. Osoby, z którymi rozmawiałam, zastanawiały się jednak, na ile kabaret pasuje do konwencji imprezy spod znaku „teatru i poezji”.
Program oparty na obecności gwiazd często gwarantuje sukces, ale nie zawsze. Mimo udziału artystów o znanych nazwiskach ostatnia Noc była w opinii wielu najsłabszą ze wszystkich trzech.
Zapowiadało się nieźle. Obok specjalistek od jazzu - Lory Szafran i Doroty Miśkiewicz, Felicjana Andrzejczaka, który z Budką Suflera nagrał muzycznego evergreena Jolka, Jolka, pamiętasz... i wokalisty Perfectu Grzegorza Markowskiego, na scenie mieli pojawić się śpiewający aktorzy: Olga Bończyk, Anna Dereszowska, Piotr Polk, Piotr Gąsowski i Mariusz Kiljan.
Choć ostatecznie Grzegorz Markowski i Piotr Gąsowski nie dotarli do Elbląga, to i tak koncert z udziałem pozostałych gwiazd mógł złotymi zgłoskami zapisać się w historii elbląskiego festiwalu.
Nieźle zapowiadający się wieczór położyły, jak się wydaje, dwie sprawy: fatalna konferansjerka i braki w reżyserii.
Katarzyna Zielińska i Wojciech Zieliński, którym przypadła rola prowadzących, posługując się „ploteczkami” z kolorowych gazet chcieli - być może - przeprowadzić widzów przez muzyczny wieczór w sposób lekki, łatwy i przyjemny. Może chcieli też pokpić sobie z doniesień brukowców i z tych, którzy w nie bezkrytycznie wierzą.
Tak więc, o ile w swoich wejściach prowadzący nie mówili nic o muzyce i piosenkach, o tyle mogliśmy dowiedzieć się np. że Dorota Miśkiewicz „podobno wprowadza nową modę i szyje kiecki ze skowronków”, Lora Szafran „lubi romantyczne wieczory przy kominku, na którym płoną brzozowe szczapy… podobno brzoza dopala się ślicznie, za to (…) o (Magdalenie – red.) Kumorek piszą tylko, że miła jest. Zbyt miła… Jak u Wojewódzkiego była, to składała mu życzenia z całego serca”, zaś Olga Bończyk „podobno gniecie się na dwunastu metrach”.
W ustach innych osób tego rodzaju teksty brzmiałyby może interesująco i w inteligentny sposób zwróciłyby uwagę na to, że ważna jest sztuka, a nie kolorowe gazety. Tym razem było jednak inaczej.
Chwilami można było odnieść wrażenie, że konferansjerzy kpią czy wręcz dyskredytują artystów, o których powszechnie wiadomo, że tworzą sztukę na wysokim poziomie i chyba tylko to powinno być na takim koncercie ważne.
W drugiej części wieczoru, pomiędzy piosenkami, głos zabrały: Dorota Miśkiewicz i Lora Szafran, które w kilku słowach powiedziały o utworach, które wykonały. Te wystąpienia można było odebrać - choć nie wiem, czy tak w istocie było - jako słuszną reakcję na niedostatki konferansjerki.
Program Piosenka o Zielińskiej, czyli Zielińscy - Zielińskim miał też inne słabe strony. Trudno było np. odnaleźć klucz, według którego zostały ułożone piosenki i zrozumieć cel całego spotkania na Podzamczu muzeum.
Między piosenkami popisy dawał zespół muzyczny Wojciecha Zielińskiego. Od strony wizualnej urozmaiceniem miała być obecność pary tancerzy. Część swojego występu tancerze wykonali za podświetlonym ekranem - w konwencji teatru cieni. Ta część miała tak zmysłowy charakter, że można było pomyśleć, iż nie był to „układ”, ale seria seksualnych pozycji, chyba zbyt odważnych, jak na czas, miejsce i charakter wydarzenia.
Wydaje się, że nie do końca trafny okazał się również pomysł, by nieobecnego Piotra Gąsowskiego przywołać w postaci… nagrania wideo wyemitowanego na telebimie. Prowadzący zapowiedzieli to następująco: „Zobacz, napisali, że Gąsowski ma być dzisiaj w Krakowie i świętować swoje czterdzieste urodziny - chyba mocno spóźnione… Gdzie w Krakowie, jak śpiewa u Zielińskiego w Elblągu? Niemożliwe, daj pilota…”
Złośliwi żartowali, że ten fragment koncertu wyglądał, jak… epitafium dla „Gąsa” (jak nazywają aktora koledzy), który zginął w drodze do Elbląga. Skojarzenie z epitafium mogło nasunąć się po tym, jak obecni na scenie artyści (którzy mimo słabości całej koncepcji widowiska przecież obronili się swoją sztuką), razem z obecnym w postaci nagrania Piotrem Gąsowskim, w tonie rzewnym śpiewali refren: Jesteś po czterdziestce…
Pierwsza i druga Noc Teatru i Poezji została dobrze przyjęta przez publiczność (świadczą o tym m.in. komentarze na forach internetowych), ale finał imprezy dobrych ocen się nie doczekał.
Organizatorzy Elbląskich Nocy Teatru i Poezji tłumaczą, że swoje strony zrobili wszystko, by także ten koncert był sukcesem. Jak wyjaśniają w specjalnym oświadczeniu, programy dwóch pierwszych wieczorów stworzyli pracownicy Centrum Kultury i Współpracy Międzynarodowej Światowid, ale „przygotowanie ostatniego zlecono Wojciechowi Zielińskiemu - aranżerowi, kompozytorowi i producentowi płyt, od 1993 do 2007 związanemu z koncertami galowymi oraz imprezami towarzyszącymi Przeglądowi Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu oraz z warszawskimi teatrami. Trudno jednak doświadczonemu producentowi, którego realizacje prezentowane są z powodzeniem w innych miastach, zarzucić brak znajomości gustu elblążan – czytamy w oświadczeniu. - Zwłaszcza, że zarzuty dotyczyły przede wszystkim osób prowadzących oraz nieobecności części artystów, którzy byli kontraktowani właśnie przez Wojciecha Zielińskiego”.
Sobie - i innym - wypada życzyć, aby takich koncertów było jak najmniej. Ale też tego rodzaju wydarzenia przypominają, jak ważne są w kulturze: profesjonalizm, jakość i szacunek do odbiorcy.
Jako widz nie chcę mieć wrażenia, że niektóre „gwiazdy z Warszawy” (bo oczywiście nie wszystkie) czy też realizatorzy (także przecież nie wszyscy) danego wydarzenia nie traktują koncertu np. w Elblągu, Iławie, Malborku czy Braniewie tak samo poważnie, jak transmitowanego na żywo przez telewizję występu w Sali Kongresowej.
Z moich obserwacji wynika też, że czasem problem dotyczy nas samych, że niekiedy mamy bliżej nieuzasadnione kompleksy, że czujemy się gorsi od tych, którzy mieszkają w wielkich metropoliach i gwiazdy ze stolicy przyjmujemy nieomalże na kolanach, pozwalając im na wszystko, także na coś, co brzydko nazywa się „chałturzeniem”.
Jako konsumenci kultury mamy prawo domagać się szacunku i nie powinniśmy bać się mówić o tym, że coś się nam podoba lub nie. Przecież nawet najpiękniejszy, najbardziej wysublimowany koncert to rodzaj transakcji między artystą a widzem i obie strony mają wobec siebie zobowiązania.