Proste fakty i historie, często brutalne, czasami tragiczne, bywa, że trudne do zrozumienia i zaakceptowania. To całe Indie według Pauliny Wilk.
Zachwalana przez recenzentów stała się pozycją obowiązkową, ale zawsze było coś pilniejszego dlatego przeszło rok czekała na swoją kolej. Gdy już zaczęłam, nie było łatwo – z jednej strony człowiek łaknie wiedzy, z drugiej ciężko mu zrozumieć. Książka Lalki w ogniu to dziesiątki indyjskich historii, niektóre są piękne, niektóre okrutne, ale nie ma wątpliwości, że wszystkie są prawdziwe.
Zacznę od narratora, bo im dłużej czytałam książkę tym jego nieobecność coraz bardziej mi doskwierała – nie to, żeby mnie denerwowała po prostu cały czas o niej myślałam. W całej książce pełno jest obrazków, ale nie wiadomo kto je literacko maluje. Pewnie autorka siedzi gdzieś w tym indyjskim pociągu, na kolacji w indyjskim domu czy przy miejskiej fontannie, ale przez to, że nie pojawia się ta konkretna osoba, to wszystkiemu trzeba wierzyć na słowo. Tu nikt nie ocenia, nie zadaje retorycznych pytań, nie ma wniosków, czasem nawet zastanawiałam się czy Paulina Wilk na pewno uczestniczyła w tym wszystkim, co opisywała czy czasem nie obserwowała tylko gdzieś z oddali, czy to na pewno wszystko się wydarzyło, czy to może takie case study (chociaż kilka razy udaje się ją złapać na współuczestnictwie w pewnych działaniach, np. wtedy gdy pisze czekamy).
W całej książce autorka, która jest pisarką, reportażystką i publicystką sprawie przeplata opowieści o życiu zwykłych ludzi z opowieściami o bogach, a im dalej tym coraz lepiej rozumiemy jednych i drugich. Relacje między nimi tworzą harmonijny obraz Indii. Nie da się zrozumieć Indii bez poznania ludzko – boskich losów. Paulina Wilk Indie personifikuje, pisze – Niepodległe Indie od ponad sześćdziesięciu lat każą czekać. Jakby powstały po to, by na co dzień więzić miliony ludzi w niekończących się kolejkach. Przepisy są wszystkim – czas niczym.
Opisując Indie Paulina Wilk robi to bardzo plastycznie. W Lalkach w ogniu jest mnóstwo szczegółów, widać ogromny zmysł obserwacyjny, dużą wiedzę i dogłębne przemyślenia. Co wydaje się kwintesencją Indii? Paradoks: Nad głowami niepiśmiennych biedaków przelatują odrzutowce. W Bangalurze kwitnie Dolina Krzemowa, a pod Kalkutą od rana do nocy tłuką się ręczne prasy drukarskie. Inżynierowie w drodze do domu mijają zakłady rzemieślnicze, gdzie przy lampce oliwnej ludzkie dłonie dokonują cudów. Dzikie słonie wykolejają pędzące pociągi. Wieżowce ze szkła i stali rosną dzięki bambusowym rusztowaniom powiązanym konopnymi linami. Tłuste byki ciągną na polach drewniane pługi i płoszą się na dźwięk motorów. Pobożni golą w świątyniach głowy, by przebłagać bogów, a bogate dziewczyny z Bombaju robią sobie z ich włosów peruki.(…) Jednego dnia rozmijają się wieki.
Dlaczego tytułowa lalka musiała spłonąć? Aby Indie były Indiami właśnie, a Indira Ghandi mogła wyzwolić się spod kolonialnych wpływów i być wierna hinduskiej tradycji. Bo Indira Ghandi, pod wpływem Mahatmy rozdarta była między miłością do angielskiej lalki a obowiązkiem wobec ojczyzny. Dlatego angielska lalka musiała spłonąć na dachu rodzinnego domu Indory. To właśnie Indie.