Do rozmyślań o naturze prezydentury skłoniła mnie wiadomość o tym, że minęły dwa lata z prezydenckiej kadencji Bronisława Komorowskiego. Komorowski w chwili obecnej ma ogromne zaufanie społeczne - ok. 70%, ale opozycja zarzuca mu, że jest prezydentem, który w sprawach wewnątrzpaństwowych ma niewielkie znacznie.
Jaki powinien być idealny prezydent, skąd nazwa, skąd to stanowisko i czy kobiety zostają prezydentem (kto jest wtedy pierwszą damą)?
Prezydent to słowo pochodzące od łac. praesidens - zasiadający na czele. To najwyższy urząd w państwie będącym republiką, zwykle jednoznaczny z pełnieniem funkcji głowy państwa. W systemie prezydenckim, prezydent jest również szefem rządu. Prezydenta posiadają również państwa o innych modelach ustrojowych, różny jest tylko zakres sprawowanej przez niego władzy, czasem czysto symbolicznej.
System rządów prezydenckich ukształtował się pod koniec XVIII wieku w Stanach Zjednoczonych Ameryki. Jednak jego źródeł można się doszukiwać także w formach ustrojowych starożytnych miast-państw greckich, w późniejszym Rzymie czy w Wenecji w dobie rządów dożów. Wprowadzenie urzędu prezydenta stało się więc kolejną próbą ustanowienia idealnego systemu władzy. W USA, a także na świecie, pierwszym prezydentem był George Washington, który sprawował swój urząd w latach 1789-1797. Od tamtej pory wiele się zmieniło - prezydent może sprawować urząd tylko dwie kadencje, wiceprezydentem zostaje nie kontrkandydat, ale partner kandydata pochodzący z tej samej partii, jednak zasadniczy zakres sparwowanej przez prezydenta władzy jest ten sam.
W Ameryce prezydent musi być bogaty. W Polsce bogactwo nie jest uważane za cnotę, pokutuje u nas styl myślenia, że jak ktoś bogaty to ukradł, kombinator, ma znajomości. Nie, bogaty - osiągnął sukces, a taki jest styl myślenia Amerykanów - jeśli sam osiągnął sukces, może do bogactwa doprowadzić również nas - naród. Jak człowiek nie posiadający niczego, nie może zarządzać miliardami i decydować o globalnej polityce - w ten sposób o przywództwie myślą Amerykanie. Ma to swoje plusy i minusy, ale nie można tej postawie odmówić logiki.
W Polsce zatrzymaliśmy się w połowie drogi - jesteśmy republiką pralamentarną - a władzę wykonawczą sprawuje rząd i prezydent. Co należy do obowiązków prezydenta? W skrócie: prezydent to reprezentant państwa w stosunkach międzynarodowych, zwierzchnik Sił Zbrojnych, przyznaje ordery i odznaczenia, ma możliwośc weta, desygnuje i powołuje Premiera i Radę Ministrów, nadaje obywatelstwo, ma prawo łaski, nadaje stopnie profesorskie pracownikom nauki i sztuki oraz nauczycielom akademickim, wydaje rozporządzenia i zarządzenia, w sprawach szczególnej wagi Prezydent może zwołać Radę Gabinetową. Radę tę tworzy Rada Ministrów obradująca pod przewodnictwem Prezydenta.
To niezbyt szerokie uprawnienia, a sposób ich wykorzystania zależy od charakteru i politycznych ambicji człowieka, sprawującego władzę. Mieliśmy prezydentów ambitnych i chcących je wykorzystać często powodując konflikty na linii rząd - prezydent - Wałęsa, Kaczyński. Z kolei Kwaśniewski i Komorowski - to prezydenci godzący się z ograniczeniami urzędu i starający się znaleźć w określonych ramach, sposób na rozsądne rządzenie.
Wróćmy do zagadnień prezydentury na świecie - prezydent kojarzy się z funkcją typowo męską, w kolebce prezydentury - Ameryce nie było żadnej kobiety na stanowisku ani prezydenta, ani wiceprezydenta. A na świecie? Stanowisko prezydenta zajmuje obecnie 10 kobiet: Ellen Johnson-Sirleaf w Liberii (od 2006), Pratibha Patil w Indiach (od 2007), Cristina Fernández de Kirchner w Argentynie (od 2007), Dalia Grybauskait na Litwie (od 2009), Laura Chinchilla w Kostaryce (od 2010), Dilma Rousseff (od 2011), Atifete Jahjaga w Kosowie (od 2011), Joyce Banda w Malawi (od 2012) oraz jako pełniące obowiązki prezydenta: Monique Ohsan-Bellepeau na Mauritiusie (od 2012) i Slavica Dukić-Dejanović w Serbii (od 2012). Dodatkowo 3 kobiety wchodzą w skład Szwajcarskiej Rady Federalnej, która funkcjonuje jako kolegialna głowa państwa. Są to mianowicie: Doris Leuthard (od 2006), Eveline Widmer-Schlumpf (od 2008) oraz Simonetta Sommaruga (od 2010).
Po co nam prezydent? W większości krajów pełni przecież zupełnie fasadową rolę, a koszty kolejnego urzędu i jego obsługi ponosi państwo. Moim zdaniem, to taka swojego rodzaju tęsknota za monarchią i byciem rządzonym przez jedną, silną i odpowiedzialną za wszystko osobą. Taka nieszkodliwa pozostałość po minionych wiekach.