DNNMasters MPUS-Xtreme is running in evaluation mode. Please purchase license on www.dnnmasters.com

 
 
 
 
Gazeta
Internet

Witaj,     |  Zaloguj
Nasza społeczność

Logowanie

Dołącz do eKulturalnych
Zapomniałem hasła
Przejdź do eKulturalni.pl
GDZIE JESTEŚ:  E-ŚWIATOWID    Aktualności

Fizyczny teatr, psychiczny ból (recenzja)
Panopticon albo/i Przypowieść o maku - mat. prasowe teatru
Panopticon albo/i Przypowieść o maku - mat. prasowe teatru

Trwa 8. Elbląska Wiosna Teatralna. O spektaklu Śląskiego Teatru Tańca z Bytomia pisze Tomasz Walczak.

Wiosna zawsze była okazją do prezentacji najgłośniejszych i najciekawszych realizacji teatralnych mijającego sezonu. Tak było przed laty, za dyrekcji Stanisława Tyma i później, kiedy elbląską sceną kierował Józef Jasielski. Tak jest również teraz, za sprawą Mirosława Siedlera, który po osiemnastu latach przywrócił miastu spotkania teatralne.

W ubiegłym roku miała miejsce 7. edycja - Reaktywacja Elbląskiej Wiosny Teatralnej. Zaprezentowały się zespoły nie tylko z Polski, ale także z Austrii, Rosji i Ukrainy.

Elbląg tańcem stoi, jest formacja standardowa Lotos - Jantar, odbywa się międzynarodowy festiwal i liczne turnieje tańca... Rozmiłowanych w tańcu elblążan organizatorzy Wiosny zaprosili jeden z najbardziej cenionych polskich teatrów tańca.

Śląski TT z Bytomia to marka sama w sobie, a pod wodzą Jacka Łumińskiego, czy raczej z jego choreografią, może jeszcze wiele osiągnąć. To zespół niezmiennie, od lat młody, dynamiczny, kipiący energią, prezentujący doskonałą sprawność i profesjonalizm.

Śląski Teatr Tańca przywiózł do Elbląga Panopticon albo/i Przypowieść o maku - swoją najnowszą realizację z października 2008 roku. Międzynarodowa obsada tancerzy - aktorów, z wypracowanym przez Łumińskiego rozpoznawalnym językiem tańca nowoczesnego, łączącym techniki taneczne, modern jazz, teatr ruchu, pantomimę, a także słowo - lapidarne, niemal rapsodyczne. Wszystko to musiało zrobić wrażenie na publiczności szczelnie wypełniającej widownię dużej sceny Teatru im. Aleksandra Sewruka.

Wymyślona przez XVIII-wiecznego filozofa i teoretyka reformy prawa karnego Jeremy'ego Benthama, przestrzeń więzienia idealnego - maszyna do permanentnej inwigilacji, w której centrum usytuowana jest wieża strażnicza.

Z tej właśnie wieży pensjonariusze - mieszkańcy więzienia, mogą być nieustannie obserwowani. Mogą, gdyż tak naprawdę nikt nie wie, nikt nie widzi, czy strażnicy faktycznie obserwują ich mały świat, małą stabilizację. Tutaj wyjątkowo szybko zacierają się różnice  i granice między tancerzami - strażnikami, a tancerzami - osadzonymi. Podobnie jak w życiu, gdzie różnice między katem i ofiarą, mogą być bardzo cienkie, chwilami wręcz niezauważalne.

Życie toczy się między granicą wyznaczoną przez kratę-klatkę ustawioną na proscenium sceny i rusztowaniami budowlanymi, uzbrojonymi w podesty oraz ścianki. Ta swoista wieża panopticonu przenosi ciężar obserwacji na druga stronę rampy i obserwatorami stają się widzowie.

Obserwując, jesteśmy jednocześnie obserwowani. Siedmioro tancerzy odtańczyło sugestywnie obrazy zniewolenia człowieka, ich różne przejawy i formy. I nie do końca chodzi tu o przywoływane przez tytuł więzienie, a zdecydowanie bardziej o mentalne ograniczenia każdego z nas. A wszystko to przy big braderowskim udziale publiczności, niejako zza krat podglądającej toczące się wewnątrz życie...

Swoiste zdziczenie obyczajów... Układy damsko-męskie zmieniały się jak konstelacje w kalejdoskopie, doprowadzając do rozbuchanego, zbiorowego seksu, cały czas w wysmakowany sposób posługującego się uniwersalną mową ciała.

Dynamiczny taniec, akrobatyczne wolty i fantastyczna zbiorowa kreacja. Przepiękna walka samców o dominację w stadzie. W tych scenach relacje i układy także zmieniały się bardzo, a pojawienie się kobiety jeszcze dodawało pikanterii. Panowie tokowali i puszyli się, prezentując wszystkie swoje walory. Z dzikich bestii przechodzili w łagodne psiaki, łaszące się u nóg dominy, skomląc i popiskując z wiernopoddańczej postawy.

Emocji było wiele w tym widowisku. Właściwie nie sposób o wszystkich wspomnieć, bo praktycznie każdy z nas mógł reagować na inne obrazy, inne sceny. Na mnie największe wrażenie zrobiło skakanie w przepaść. Efekt sceny wzmagało jeszcze naskakiwanie na ścianę oraz pokrzykiwania obserwatorów owych skoków.

Trochę wyglądało to jak inna zabawa współczesnej młodzieży, wyścigi samochodowe na naszych drogach. Dla tej odrobiny adrenaliny, dla zwrócenia na siebie uwagi innych, dla szpanu...

Wręcz poraziły mnie hasła - nagłówki z gazet, czytane przez megafon: Polak zabity przez Talibów... Jakże aktualne i mocne. I gazeta wyrzucana niejako za burtę, bo już za chwilę będzie kolejny news, kolejna katastrofa, czyjaś sensacyjna śmierć, wydarzenie, które zelektryzuje siedzących przed telewizorami spokojnych konsumentów rzeczywistości. Dajemy się ogłupiać mediom, które w poszukiwaniu sensacji odzierają różne sytuacje z człowiekiem w roli głównej z intymności, z humanitaryzmu.

Hipnotyczna scena, gdy po kolei każdy mieszkaniec tego dziwnego miejsca, stając bezradnie na krawędzi rampy, tuż za kratą, w świetle reflektorów obnażał w pojedynkę, a właściwie demaskował przyczynę swego indywidualnego zniewolenia.

Piorunujące wrażenie robiła rozdygotana dłoń jednego z bohaterów, podnoszona w bezwolny sposób do głowy. Drżąca ręka przykuwała uwagę widzów. Może była to ręka krzywdziciela rodziny, może złodzieja, który kradnie społeczne pieniądze, może innego złoczyńcy... Ważne, że ciążyła jej właścicielowi, a obejmująca głowę - wyrażała niemoc i ogromny ciężar.

Patrzyło się na to przedstawienie ze zdziwieniem i zachwytem jednocześnie. Zdziwienie, bo to poniekąd obraz nas samych, międzyludzkich relacji. Świat skurczył się odkąd mamy internet, telefony komórkowe, skype'a, karty płatnicze... Mamy to, co powinno pomagać i ułatwiać życie - i na ogół tak jest... Jeśli tylko nie zapomnimy o pielęgnowaniu swego człowieczeństwa. Jeśli będziemy umieli stanąć  w obronie swojego zdania, ale także słabszych czy skrzywdzonych. Jeśli w całym zgiełku i zabieganiu dnia codziennego będziemy umieli zachować wolność myślenia i działania.

Myślę, że spektakl Śląskiego Teatru Tańca porwał i uwiódł najbardziej wybrednych teatromanów. Rzadko na elbląskiej scenie goszczą podobne zjawiska sceniczne, a szkoda... Chciało by się jeszcze i jeszcze. Warto było wybrać się do teatru na to wyjątkowe przedstawienie.

 

Śląski Teatr Tańca w Bytomiu, Jacek Łumiński, Panopticon albo/i Przypowieść o maku; choreografia: Jacek Łumiński, muzyka: Paweł Szymański, Zoe Keating; tancerze: Korina Kordova, Sylwia Hefczyńska-Lewandowska, Sebastian Zajkowski, Ali Akabali, Aleksander Kopański, Jacek Szwesta, Tomasz Graczyk; premiera 10 października 2008 roku.

 

 

 

Podziel się:
Wszelkie prawa do tego tekstu są zastrzeżone. Publikowanie go w całości lub części wymaga zgody Wydawcy.

Kierownik Redakcji: Edyta Bugowska

tel 55 611 20 63

Jeśli chcesz dodać swój komentarz zaloguj się. Jeśli nie masz jeszcze konta zarejestruj się tutaj.
MENU

eŚWIATOWID W LICZBACH

 

Publikacji: 12869
Galerii: 307
Komentarzy: 1354

 


Liczba odwiedzin: 15166574

KONTAKT Z REDAKCJĄ

Wydawca:

Centrum Spotkań Europejskich
"ŚWIATOWID"

pl. Jagiellończyka 1
82-300 Elbląg
tel.: 55 611 20 50
fax: 55 611 20 60

 

Redakcja:
redakcja@eswiatowid.pl
tel.: 55 611 20 63

Administrator systemu:
adm@swiatowid.elblag.pl
 

 

 


 

 

Projekt dofinansowany ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Warmia i Mazury na lata 2007 - 2013 

oraz budżetu samorządu województwa warmińsko - mazurskiego.